wtorek, 10 sierpnia 2010

Wieści

Mam twarde postanowienie pisać częściej i lepiej;)
Póki co skrót zwany ,,co słychać”.

Praktyki – ginekologia. Po kilku dniach na ginekologii onkologicznej gdzie niewiele się nauczyłam – z paru powodów, począwszy od tego, że jest to dziedzina która mnie za bardzo nie interesuje… Ale żeby było jasne – jak zawsze mimo wszystko starałam się wyciągać maksimum, skoro już spędzałam tam czas – tu jednak dochodzimy do drugiego powodu dla którego nie byłam zadowolona. Tzw. beton personelu, tj. absolutne niezainteresowanie moim istnieniem, mimo tego, że zadawałam wiele pytań i starałam się jak najbardziej angażować w życie oddziału. Stopień zainteresowania lekarzy pacjentami też zresztą nie był imponujący. Ostatecznie w dniu, w którym już postanowiłam, że od jutra przenoszę się na ginekologię dysfunkcjonalną (inny pododdział) jakby dla potwierdzenia mojej decyzji zaszła jeszcze jedna okoliczność, która mnie zniechęciła – pojawienie się studentki z Belgii. Nie mam nic przeciwko Belgom, ale w momencie w którym w ciągu pierwszych dziesięciu minut od jej przedstawienia się (Jestem …. z Brukseli) wszyscy zaczęli koło niej skakać i tłumaczyć jej ,,na tacy” to, w czego dowiedzenie się musiałam włożyć pełne zaangażowanie przez cztery dni, niekończące się pytania, łażenie wszędzie za lekarzami i udawanie, że nie widzę jak już mają mnie dość;) - pojawiła się we mnie żądza mordu;) Zamiast jednak zamordować, wzięłam ją na kawę do jednej z wielkich szpitalnych kawiarni (ostatnio odkryłam, że są dwie), dostrzegając dzięki mojej wielkiej wyrozumiałości; ) że to bardzo sympatyczna dziewczyna i to nie jej wina, że dla personelu oddziału, którego i tak nie lubię Bruksela brzmi lepiej niż Katowice.
W każdym razie od następnego dnia do dziś (właściwie aż do 14 sierpnia) jestem na innej ginekologii i jestem bardzo zadowolona, dużo się uczę rzeczy medycznych i języka i ogólnie wypas. Muszę się jednak przyznać, że mojej koleżanki z Belgii póki co unikam, bo dopóki się nie przenoszę z gineksów na internę wolę jej nie opowiadać jak fajnie jest na dysfunkcjonalnej, żeby przypadkiem nie chciała pójść w moje ślady;)
Gineksy przypomniały mi jedną rzecz jeszcze z pediatrii. Na jednej sali były tam przyjęte ze swoimi dziećmi 38 letnia Romka (tj. Cyganka, kij z polityczną poprawnością ale w kontekście Rzymu ktoś może się w pierwszej chwili skołować), matka dziewięciorga dzieci i 39 letnia Włoszka z północy ze swoim jedynym dzieckiem. Prawda historyczna wymaga dodania, że dzieci przyjęte były odpowiednio z niedożywieniem oraz zaburzeniami neurorozwojowymi. Na każdym obchodzie przez tydzień ich wspólnego pobytu obserwowaliśmy ich wzajemny stosunek, który zasługiwał na tabliczkę ,,uwaga, pod napięciem”. Panie NIGDY nie rozmawiały bezpośrednio ze sobą. W czasie wizyty jednak z prawdziwą lubością inicjowały lub rozwijały rozmowy z lekarzami na tematy ,,zasadnicze” jak powołanie kobiety i jej rola w życiu społecznym. Wszystkim, którzy wyobrażają sobie, że ciemna Cyganka była zahukana przez nowoczesną Włoszkę od razu mówię, że obie panie były dla siebie równorzędnymi intelektualnie przeciwniczkami i obie łeb w łeb rywalizowały o tytuł mistrza ciętej riposty. /Dla Ciebie nasza D: przydatne słówko, cięta riposta = la battuta/ Z tą różnicą, że Romka miała cały czas odrobinę bardziej zdystansowany stosunek do tych starć, jakby miała ,,większe zmartwienia”. Nie podejmuję się interpretacji puenty, jaką życie podsumowało ich tygodniową znajomość, ale, giusto per sapere: w ostatni dzień Włoszka dostała wypis i zaczęła się pakować, ordynator tymczasem zwrócił się do drugiej pani, poruszając kwestie stanu zdrowia jej dziecka. Pod koniec ona pyta – czy skoro już jest w szpitalu mogłaby oddać krew na test ciążowy, bo paskom do końca nie ufa a prawdopodobnie spodziewa się dziecka. Jeszcze przed końcem zdania zabawki, które właśnie pakowała wysunęły się Włoszce z rąk i spadły z hukiem na ziemię.


Wracając do bieżących tematów - ginekologia z której jestem zadowolona, mimo że oczywiście większości procedur jestem tylko świadkiem, trochę badam położnice. Przyjęli mnie jednak na oddziale jak swoją, na wszelkie pytania odpowiadają chętnie i obszernie, dają się naciągać na dłuższe rozmowy medyczne i niemedyczne. To powiększa mój zasób słówek w szerokim zakresie, począwszy od włoskich nazw leków ginekologicznych, a skończywszy na niezwykle użytecznej liście ,,potoczne słówka, które musisz poznać”, otwartej przez prawie dziesięć różnych określeń na ,,podrywać”, który to cykl odbywa się, jakżeby inaczej, na bloku operacyjnym w oczekiwaniu na przygotowanie pacjentki do zabiegu; )

Coś mi mówi, że czas kończyć na dzisiaj;) Jeszcze tylko przedstawię Wam, co znaczy ,,żart sytuacyjny”. Byłyśmy ostatnio z naszymi zmotoryzowanymi znajomymi na wycieczce pod miastem, w Tivoli, ładna miejscowość, strome pagórki, wodospad i niekończące się serpentyny. Niedziela późny wieczór, czas wracać bo jutro do szpitala. Od pół godziny szukamy wyjazdu z tych serpentyn na główną drogę. Właśnie przejechaliśmy trzeci raz przez TO SAMO skrzyżowanie… hm, konsternacja. Kierowca skwitował: ,,No co wy, nie martwcie się, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu!” : )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz