poniedziałek, 6 września 2010

Siena

Siena, miejscowość założona za Oktawiana Augusta. Najazdy, Longobardzi, Frankowie, niekończące się konflikty z Florencją; działalność świętej Katarzyny (patronki Włoch, obok świętego Franciszka oczywiście; ) ) sojusze z Sycylią, rządy Viscontich z Mediolanu, Habsburgowie.
Przyjeżdżamy sobie do Sieny, ot tak, a tutaj wszędzie mnóstwo ludzi, z języka głównie Włosi. Hm, no cóż, zwiedzają sobie tak jak my.
Jeszcze w pociągu rozmawiałyśmy z chłopakiem z południa, który mówił ,,Siena – rewelacja, rynek przepiękny, a najlepsze jest to, że w tych labiryntach, zakamarkach, uliczkach biegnących w górę i w dół, w ogóle się tego nie spodziewasz – idziesz idziesz, a tu za kolejnym winklem bach! Rynek!! E rimasti a bocca aperta!! (Szczena opada)”
No cóż, niby trochę zabrał nam elementu zaskoczenia – wiedziałyśmy, że będziemy zaskoczone. Nic to nie zmieniło, łazimy po wąskich uliczkach starówki, na czuja, wewnętrzny azymut kierując się jakoś ,,coraz bardziej w stronę centrum”.
O kurcze. Rynek? ? ? ? ? ? ?
To jest miejsce tak ciasnych średniowiecznych uliczek, tak klaustrofobicznych przestrzeni, bardzo zresztą klimatycznych, że NAPRAWDĘ się go nie spodziewasz.
,,Rynek” – Piazza del Campo – wyjątkowy. Kanciasty, wielokątny ale w przybliżeniu w kształcie muszli, pochyły, jak na rynek – powiedziałabym nawet że bardzo stromy. Przedziwny. Środkowa część wyłożona układanymi na sztorc cegłami, podzielona na 9 sektorów blokami z trawertynu rozchodzącymi się promieniście z najniższego punktu – bocznego brzegu centralnego ceglanego placu, od frontu Palazzo Pubblico (ratusz gdzie 1285 – 1355 rządziła Rada Dziewięciu). Ciekawi mnie bardzo, jaki jest stopień nachylenia tego placu.
Strasznie dużo ludzi… Dookoła centralnej części (ceglanej) wszystko wysypane ubitym piaskiem, a za nim, pod samymi ścianami szczelnie zamykających rynek pałaców, drewniane krzesełka jak na starych torach wyścigowych.
Torach wyścigowych! Siena! Sierpień! Palio!
Za czasów, kiedy Siena była Republiką Sieneńską (wtedy kiedy rządziła Rada Dziewięciu) wszystkich mężczyzn w wieku 18 – 70 obowiązywał obowiązek pospolitego ruszenia. Miasto podzielone było na dzielnice – zarządzane przez tzw. kontrady – między innymi w celach organizacyjnych ćwiczeń wojskowych, ale też ogólnie – podatki, policja, remonty dróg, sprawy kulturowe. Każda kontrada (w XIV w. było ich 42) miała siedzibę w dzielnicowym kościele. Z upływem czasu role administracyjne kontrad zanikły, ich liczba zmniejszyła się do 17, pospolite ruszenie przeszło do historii. Została jednak rola kulturowa, którą pełnią do dziś.
Organizacja kontrad, ,,życia dzielni”, jest bardzo ciekawa i dość skomplikowana. Sednem sprawy jest organizacja wyścigu konnego według tradycji średniowiecznych, właśnie ,,Palio”, korzeniami tkwiącego w dawnych ćwiczeniach rywalizujących dzielnic. Włosi, Toskańczycy, ogólnie rzecz biorąc kochają palio, co potwierdza przeważająca włoskojęzyczność tłumu zebranego w mieście w dniu wyścigu. Wyścigami żyją cały rok, odbywają się dwa – w lipcu i sierpniu. Wszystko co się z nimi wiąże toczy się według dawnych zasad, nic nie jest przypadkowe – losowanie kontrad (w każdym wyścigu bierze udział 10 z nich), wybór koni, dżokejów, to cała celebra. Nie ma mowy o żadnym ,,fair play” – rywalizacja dzielnic według zasad średniowiecznych to także rywalizacja szpiegów, sekretnych umów, przekupstw itd. Dzień wyścigu – wielkie święto miasta.
Faktycznie, czujemy się jak przeniesione w czasie. Tłum nas, turystów, ale również tłum postaci żywcem wyjętych z XIV wieku. Dzielnice rywalizują nie tylko w kulminacyjnym momencie wyścigu wokół miasta, konno na oklep, ale też przed samym wyścigiem – rywalizują orszaki reprezentujące kontrady. Dobosze, chorążowie (żonglują popisując się najpierw przed arcybiskupem który pozdrawia ich z okna pałacu obok katedry – rzeczywiście był, widziałam: ) ) , rycerze, giermkowie, ,,fani dzielni”. Wszyscy ubrani w barwach chorągwi dzielnicy, bardzo poważni i skupieni, nikt nie ma zwały z tego że maszeruje po mieście w kolorowych rajtuzach. Rycerze groźni, giermkowie śmieszni, w głupich czapkach; ) Wszyscy dopracowani od stóp do głów, od butów z czubami, przez kolorowe obcisłe rajtki, zbroje lub kraciaste, pasiaste, pstrokate koszule, aż do FRYZUR – WSZYSCY w orszakach w stylu ,,na chłopa pańszczyźnianego”, ,,od garnka”, ,,na pazia”, ,,na słomę we włosach”. Szał. Dzielnice ustrojone w kolorach chorągwi, na ulicach dziki średniowieczny tłum;)

Niestety, jest pewnie kilka tysięcy chętnych na zobaczenie wyścigu tak jak my. Bilety… Na Piazza del Campo już się mrówka nie wciśnie. Ale już same przygotowania, rywalizacja orszaków – robi wrażenie. Warto tu jeszcze wrócić kiedyś na sam wyścig: ) No i wstyd nie wspomnieć o katedrze w Sienie – powala. Piękna. Moim zdaniem znacznie piękniejsza niż florencka – z zewnątrz ten sam styl, zresztą w dużej części pracowali nad nimi ci sami artyści /Nicola i Giovanni Pisano, Gian Lorenzo Bernini, Donatello, Urbano da Cortona/ , z tą różnicą, że we florenckiej w środku nie ma raczej nic ciekawego, a ta sieneńska jest KOSMOSEM i z fasady i w środku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz