Bari nie jest pięknym miastem... Ale ma swoje zalety! Np świeże winogrona w połowie listopada za 70 centów/kg albo mandarynki za 0.50/kg:)
Stąd w ramach walki z grypą byłyśmy dzisiaj po zajęciach na targu i kupiłyśmy dwa kilo winogron, kilo pomidorów i kilo cytryn oraz mozzarellę, scamorzę i oliwki, których z resztą jest dużo więcej różnych niż tylko zielone i czarne - tzn nie ma jakichś szałowych kolorów, ale są różne wielkości, gatunki i klasy które różnią się smakiem, ale ogólnie wszystkie są dobre:) Jemy też owoce khaki - ale te zazwyczaj dostajemy na stołówce, całkiem dobre - jeżeli są dojrzałe, bo nieodojrzałe smakują jak kulka zbitych trocin. Zresztą co ja się będę rozpisywać, to samo będzie na tygodniu włoskim w lidlu...
Jak będę mieć więcej czasu wrzucę jakieś zdjęcia, żeby nie trzeba było szukać po picasie, ale póki co wracam do czytania wykładów z chorób zakaźnych:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz