poniedziałek, 23 listopada 2009

Taranto

W niedzielę zwiedzałyśmy Taranto - skusiła nas przedstawiona przez przewodnik wizja starożytnego portu, założonego przez spartańskiego herosa Falantusa, lub syna Posejdona - Tarasa, albo wreszcie jak twierdzą inni - przez spartańskich bękartów wygnanych z patrii. Miasto w którym z gnijących mięczaków wytwarzano ,,królewską purpurę", poza tym z samych owoców morza i wełny.
Na początku dość się zawiodłyśmy - ze starożytnych śladów zostały tylko dwie jońskie kolumny i nic więcej! Natomiast samo miasto jest bardzo zniszczone. Ale gdy się przespacerowałyśmy okazało się, że nie jest tak źle - port jest całkiem ładny, no i muzeum archeologiczne co prawda też szału nie robi, ale za dwa euro warto zobaczyć...
Ale najbardziej nam się podobał targ rybny - wszystkie morskie potwory jakie tam widziałyśmy - płaszczki, krewetki, małże, ostrygi, ośmiornice, kałamarnice i mnóstwo różnych ryb... Kiedy kupuje się np. ośmiornice, najpierw trzeba klepnąć je ,,po głowie" - jeżeli się ruszają to znaczy, że są świeże i warte zakupu, jeśli już się nie ruszą odpada, nikt ich już nie kupi.


Trudno coś opowiadać więcej, polecam zdjęcia, mi się najbardziej podobają przyssawki na odnóżach ośmiornic, jakoś tak kojarzy mi się z kreskówkami.
Jeszcze co do muzeum - niby widzieliśmy to wszystko w podręcznikach, ale muszę powiedzieć, że jednak niektóre rzeczy zrobiły na mnie wrażenie, że były NAPRAWDĘ - na przykład te wszystkie wazy greckie z terakoty, jakby żywcem wyjęte z podręcznika - kojarzy mi się to tak na maksa z kiepskiej jakości zdjęciem w podręczniku do historii, że nie mogłam uwierzyć, że widzę je naprawdę i to w doskonałym stanie. No i lusterka, pierścionki, kolczyki, niektóre bardzo podobne do tych jakie dziś są modne - my, kobiety zawsze byłyśmy próżne, dwa i pół tysiąca lat temu tak samo jak dzisiaj:) Z innych ciekawostek z przeszłości: w V w p.n.e. młodzi tareńczycy wymiatali w pięcioboju i biegach i byli postrachem całej Hellady na Igrzyskach Olimpijskich! Dziś podobno są w kosza dobrzy.


Spodobało mi się też coś zupełnie nieantycznego i pewnie wcale nie typowo tarenckiego: stare miasto położone jest na wyspie w zatoce Mar Grande, połączonej z dwóch biegunów mostami z brzegiem stałego lądu. Jeden z nich, Ponte Sant' Egidio, jest ogrodzony płotem z metalowej siatki i na tej siatce wisi mnósto kłódek - większość już porządnie zardzewiałych - a na każdej napisane są inicjały albo imiona zakochanej pary, wiszące ,,na zawsze" nad Morzem Jońskim:)

1 komentarz:

  1. Anna!Takież same kłódki z imionami zakochanych wiszą na moście na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu!
    Cudze chwalicie...:P
    pozdro:*
    Joa

    OdpowiedzUsuń