czwartek, 5 listopada 2009

W ostatnią sobotę znowu poprawiła się pogoda, więc z tej okazji pojechałyśmy na wycieczkę… do jaskiń;)
Odwiedziłyśmy Grotte di Castellana w miejscowości o tej samej nazwie… Tzn nie było tak prosto, bo najpierw przejechałyśmy właściwą stację, wysiadłyśmy z pociągu stację dalej, pomyślałyśmy jednak za chwilę, że może do grot pojedziemy innym razem (w planie miałyśmy zwiedzić przede wszystkim położone jeszcze jedną stację dalej Alberobello), więc wsiadłyśmy z powrotem do tego samego pociągu, po chwili doszłyśmy jednak do wniosku, że wrócimy do jaskiń więc wysiadłyśmy po raz drugi… I na szczęście pociąg odjechał więc nie musiałyśmy się zastanawiać po raz trzeci Tak czy siak miałyśmy prawie godzinę do pociągu do grot. Pospacerowałyśmy po tej miejscowości, w której zdecydowanie było ,,proprio nulla”, tak że nawet nie pamiętam jej nazwy. Chociaż nie… był dworcowy bar, w którym wypiłyśmy pyszne macchiato – bar – kiosk, w którym było WSZYSTKO. Najmniej widoczny był sam ekspres do kawy. Bar za to był od góry do dołu zawalony przeróżnymi drobiazgami – plastikowymi lalkami i czołgami, gazetami dla dzieci i ,,dla dorosłych”, chińskimi klapkami (butami w sensie), plastikowymi pudełkami z jakimiś bardzo podejrzanie wyglądającymi wielkimi żelkami – truskawkami w jaskrawych kolorach wielkości pomarańczy; skakankami, pastami do butów, porcelanowymi szklankami i talerzami, sznurkami na bieliznę i młotkami. Nad właściwym barem w sensie tym ,,stolikiem” pod sufitem była półka - deska na której były wystawione w kolejności: plastikowy kaczor Donald, czołg, gazeta z krzyżówkami dla dzieci, 30 cm figurka Ojca Pio (który ogólnie jest tu wszędzie), Maryja, gazeta z gołymi babami..:)
Poza tym my, jedyne dziewczyny i ośmiu Włochów po pięćdziesiątce w zgodzie i harmonii czekających na macchiato i kubek wody.
Pociąg przyjechał, wsiadłyśmy i konduktor się nas pyta skąd jesteśmy, my że ,,dalla Polonia” no i okazuje się że wszystkie pociągi tej lini, Ferrovia Sud-Est, są wyprodukowane przez PESA Bydgoszcz! I rzeczywiście, znalazłyśmy po chwili stosowny napis na pociągu. Więc nasza Bydgoszczanka została zaproszona do ,,lokomotywy” i siadła za sterami, co oczywiście zostało uwiecznione.
W końcu dotarłyśmy do Grotte. Mimo tego że wahałam się , czy warto wchodzić bo ,,wszystkie dziury w ziemi są takie same” te jaskinie mnie pozytywnie zaskoczyły. 3km, mnóstwo kolorów od bieli przez róż i czerwień do ciemnego brązu, niesamowite kształty rzeźby, ,,komnata” o wymiarach 60m wys/50m szer/ 100 dł., zwana ,,podziemnym obserwatorium astronomicznym” ze względu na prawie dokładnie okrągły otwór o średnicy ok. na oko 2m w stropie przez który widać niebo. Zresztą przez tą dziurę okoliczni mieszkańcy wrzucali do środka śmieci, zadowoleni z wygodnego wysypiska, zanim profesor Franco Anelli w r.1938 zainteresował się co jest tam dalej. A ja zawsze myślałam, że najbardziej odróżnia ludzi od innych stworzeń ciekawość świata… Muszę przyznać, że nigdy nie widziałam takich ,,cudów”- to co różnymi sposobami tam wyrzeźbiła woda wydaje się aż niemożliwe. Osobiście najbardziej mnie zaskoczyły ,,drapowania”, czyli fragmenty skały zwisające z sufitu wyglądające dokładnie tak jak kawałki zasłony, tkaniny – tak cienkie że przepuszczają światło.
I jeszcze próbka ekwilibrystyki językowej z ulotki z Grot: ”the farthest cave of the system, the White Cave, referred to as the <> because of the whiteness of it’s concretions.” ))
Po Grotte di Castellano odwiedziłyśmy Alberobello, miejscowość znaną z trulli czyli charakterystycznych okrągłych domków ze stożkowatymi dachami poukładanymi z płaskich kamieni. Na tych dachach białą farbą czy wapnem namalowane są duże symbole, jestem pewna że rozbudzające nie raz wyobraźnię wielu New-Age-świrów – starożytne symbole Jowisza i Wenus, półksiężyce z gwiazdą, IHS, gołąbek Ducha Świętego, trójkąt ,,oko Boga” i inne. W labiryncie trulli łatwo się zgubić, chodzi się tam jak w bajce. My zresztą byłyśmy tam w Halloween, pomiędzy domkami biegały czarownice, kościotrupy i zombi i wydawało się to jak najbardziej na miejscu.
W przewodniku było napisane, że spacerując w dzielnicy tych domków należy uważać na sprzedawców którzy wręcz ,,wciągają przechodniów” do środka swoich domków, chcąc ich namówić na kupno czegoś. Byłyśmy przekonane że to przesada ubarwiająca opowieść dla turystów, ale owszem zdarza się Do domków z resztą warto wejść, bo sprzedaje się w nich mnóstwo tzw ,,prodotti artigianali”, ogromnie kuszących smakołyków jak likier z opuncji (rośnie w okolicy), makaron w kolorowe paski w najróżniejszych kształtach… i cciii, na razie więcej nie powiem
Na koniec jeszcze tylko parę słów o tych kamieniach z których są zrobione dachy trulli (lub ,,tych trullów”, jak mówią mieszkające w Alberobello Polki). Ogólnie to tu nie ma za bardzo drewna, wszędzie dookoła rosną tylko gaje oliwkowe, ale ,,prawdziwych drzew” nie ma. Stąd te kamienie są powszechnym budulcem, przede wszystkim na prowincji buduje się z nich murki pomiędzy sąsiadującymi polami i domostwami. Mimo że to w praktyce coś tak zwyczajnego jak nasze sztachety, trzeba przyznać, że na tych rudych pagórkach, porośniętych oliwkami i pomarańczami, wygląda to dla naszych oczu bardzo egzotycznie i malowniczo, trochę jakby cała Pulia była pokryta pozostałościami starożytnych fundamentów:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz